Ks. Mariusz Bernyś

Kapelan chorych Szpitala Klinicznego przy ul. Banacha w Warszawie. Do jego tekstów Zbigniew Łapiński w latach 2015-2017 pisał kompozycje, tworząc program "Zatopieni w Bogu" (fot. Katarzyna Walentynowicz: na zdjęciu ks. Mariusz Bernyś z Joanna Lewandowską na spotkaniu u Zbigniewa Łapińskiego w październiku 2016r.):

Odprawiałem mszę świętą w kaplicy szpitalnej na Banacha. W pewnym momencie z tylnych zakamarków kaplicy wyłonił się mężczyzna w szlafroku, który przebierał w wyłożonych na końcu w naszej kaplicy książkach religijnych. Przybliżał dłońmi książki do oczu i dosłownie jak borsuk, który ryje nosem w ziemi, on zanurzył się w tych książkach. Szelesty i szmery przewracanych kartek trochę przeszkadzały mi w liturgii, ale, jak to najczęściej w takich wypadkach bywa, postanowiłem być cierpliwy. To był początek naszej przyjaźni. Nie wiedziałem wtedy, że Zbyszek znalazł książkę z moimi wierszami i bardzo szybko zacznie do nich pisać muzykę. W stosunku Zbyszka do muzyki odkryłem, że był on człowiekiem prawdy, że w dziedzinie tworzenia nigdy nie szedł na kompromis. Prawda w jego życiu wynikała właśnie z miłości do muzyki. W muzyce się jej uczył i dzięki muzyce na swój sposób jej służył. Jak ja to widziałem? Podam na własnym przykładzie. Otóż moje teksty poetyckie są rymowane i mają dość regularny rytm. Sam uważam, że rymowane współczesne wiersze religijne to bardzo często jest „masakra dokonana na poezji”. Kiedy w moim sercu rodziła się potrzeba pisania utworów poetyckich, zapisywałem je na początku tzw. białym wierszem, bez rymu i rytmu. Tymczasem w jakiś sposób rozeznałem wewnętrzny nakaz pisania wbrew sobie rymem i rytmem. Było to dla mnie źródło kilku nieporozumień, gdyż czasami ktoś komponował muzykę do tych tekstów i wychodził ostatecznie bardzo rytmiczny utwór à la disco polo, gdzie rytm stał się najważniejszy, a treść zupełnie ginęła. Kiedyś nawet zażartowałem na taką nieudolną próbę kompozytorską, że wyszło to tak jak rytmiczne rąbanie lasu. Kiedy Zbyszek zaprosił mnie po raz pierwszy, żeby przedstawić propozycję swojej muzyki do jednego z moich wierszy, byłem zdumiony. Wcześniej nie traktowałem poważnie jego propozycji, w pewnym sensie uważałem ten pomysł za stratę czasu, gdyż nie wierzyłem, że można do tak rytmicznych tekstów napisać odpowiednią muzykę. Moja motywacja do spotkań z nim była zatem czysto kapłańska, uważałem, że powinienem mu służyć swoim czasem jako ksiądz, że on potrzebuje przede wszystkim duchowego wsparcia w chorobie. Tymczasem, gdy usłyszałem muzykę, byłem zdumiony. On wydobył z tych tekstów to, co było w moim sercu, kiedy je pisałem. Nie mogłem pojąć, jak on to zrobił. Byłem wzruszony. A przy tym ta niezwykle delikatna i subtelna muzyka miała w sobie coś niebiańskiego, w sensie nie słodkości, ale wyrafinowanej subtelności. Zrozumiałem wtedy, do jakiego stopnia muzyka prowadziła Zbyszka do prawdy.

(źródło: K. Walentynowicz „Poeta melodii. Biografia artystyczna Zbigniewa Łapińskiego” 2018r.)

Kontakt