Wiesław Włodarski

Dyrektor Zespołu Szkół nr 73 w Warszawie (w tym 50 LO z Oddziałami Integracyjnymi w Warszawie) do 2017r. Współtwórca i organizator Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego "Rytmy nieskończoności".

(fot. Bogdan Marcinkiewicz)

Wiesław Włodarski: Zbyszka Łapińskiego znałem jak wszyscy – jako artystę występującego w trio Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się zmieni. Ale życie potrafi płatać figle. Jako dyrektor szkoły zatrudniłem pewną młodą nauczycielkę języka polskiego, która wniosła jakościową zmianę w działalność naszej szkoły za sprawą Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego „Rytmy nieskończoności”. Katarzyna Walentynowicz, bo to o Niej mowa, miała dokładnie przemyślaną formułę konkursu, więcej, znała już ludzi, którzy swoim uczestnictwem w jury konkursu uwiarygodnili werdykty, bo sami parali się poezją w takim, czy innym zakresie. Dla mnie spotkanie z przewodniczącym jury, Wacławem Oszajcą i właśnie Zbyszkiem Łapińskim, było przeniesieniem się do innego świata. Tym bardziej, że obdarzony zostałem zaufaniem sławnych ludzi.

Starałem się, aby organizacja konkursu była jak najlepsza, więc na obrady jury zawsze użyczałem swojego gabinetu, co dawało mi możliwość przysłuchiwania się dyskusjom dotyczącym wierszy uczestników. Byłem zdumiony wiedzą i pamięcią Zbyszka – wtedy jeszcze nie poznałem Jego życia z książek Jemu poświęconych. Z początku odbierałem Zbyszka jako troszkę niesfornego artystę, którego zachowanie czasem szokowało, ale było wyrażeniem swojego ja. Z czasem zacząłem dostrzegać inne cechy. Pamiętam swój podziw, gdy wśród nadesłanych wierszy Zbyszek wychwycił taki, który już raz został nagrodzony. Po sprawdzeniu okazało  się, że ktoś przepisał nagrodzony wiersz z zeszłego roku, dał inny tytuł i podał za swój. Byłem wówczas pod ogromnym wrażeniem. Ta sprawa przypomniała mi się, gdy czytałem książkę o Zbyszku. Jego podejście do komponowania, do wierszy i tworzenia muzyki doskonałej, o czym przeczytałem, pozwoliło mi zrozumieć, że nie było przypadkiem, że Zbyszek pamiętał wiersze, które przeczytał rok temu.

Z biegiem czasu poczułem, że ja też nie jestem dla niego człowiekiem z tłumu – rozmawialiśmy o wielu rzeczach, raz nawet miałem możliwość odwiedzenia Go w Jego mieszkaniu. Nasz konkurs trwał od 2006 roku, czyli widywaliśmy się ze Zbyszkiem już po udarze. Widziałem, jak postępuje Jego rehabilitacja i sądziłem, że praca w jury, czytanie i ocenianie wierszy, wreszcie bardziej lub mniej wymuszone spotkania z ludźmi podczas Gali Finałowej "Rytmów" mają jakiś dodatni wpływ na jego zdrowie. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, gdy dowiedziałem się, że Zbyszek zajął się naszymi uczniami. Gościł ich u siebie w mieszkaniu i uczył, uczył, uczył śpiewać. Trudno zliczyć czas, jaki poświęcał młodym amatorom śpiewania, a wiem, że nie było to dla Niego łatwe. Rozmawialiśmy kiedyś przed Galą, dziękowałem Mu za czas poświęcony naszym uczniom. Wiedziałem już wtedy, że jako kompozytor i nauczyciel piosenkarzy jest człowiekiem bardzo wymagającym, nie znoszącym żadnej zmiany w Jego muzyce. Tym bardziej zrobiły na mnie wrażenie słowa o tym, że Zbyszek czuje się w obowiązku przymknąć oko na wiele niedoróbek właśnie dlatego, że ma do czynienia z uczniami, którzy nigdy wcześniej nie uczyli się śpiewu.

W tym czasie Zbyszek dużo pracował. Komponował muzykę do nowych utworów, ale i do tych, które ciągle czekały na swój czas. Efektem takiej pracy był między innymi musical „Diabelska rozgrywka, czyli Agent z dołu” do tekstu Marcina Wolskiego. Jak obaj twierdzili, test przeleżał w szufladzie Zbyszka ok. 25 lat. Na premierze w naszej szkole czułem dumę, że nasi uczniowie zostali dopuszczeni do śpiewania tych utworów. Autor tekstu twierdził, że wykonanie po trzykroć przerosło jego oczekiwanie i powinno zostać utrwalone, co zresztą później się stało. Wciąż jestem w posiadaniu płyty z piosenkami z tego musicalu. Jestem pewien, że sprawił to profesjonalizm młodych wykonawców, a przypomnę tutaj, że chodzi o uczniów, którzy wcześniej nie uczyli się śpiewu. To pokazuje, jak wielkim pedagogiem był Zbigniew Łapiński. Oczywiście, nie był to jedyny raz, gdy Zbyszek odkrywał talenty młodych ludzi. Ale w tym przypadku byłem bezpośrednim obserwatorem „narodzin gwiazd”. Z wielką przyjemnością uczestniczyłem w kilku koncertach z muzyką Zbyszka, zaś fakt, że w niektórych nasi uczniowie i absolwenci mieli możliwość wystąpić, sprawia mi do dzisiaj wielką radość. Szkoda, że Zbyszek już nie będzie miał możliwości wykazania się talentami pedagogicznymi i swoim kunsztem kompozytorskim (celowo przyjąłem taką kolejność – wszak jestem nauczycielem).

(źródło: wspomnienie marzec 2020r.)

Kontakt