Teresa Drozda

Dziennikarka radiowa, o której Zbigniew Łapiński mówił, że tylko gdy Teresa jest z nim na scenie, to może na tę scenę wejść. Znawczyni jego twórczości, autorka kilku wywiadów przeprowadzonych z nim, w tym ostatniego przed śmiercią, jakiego udzielił właśnie jej. Wielokrotnie zapraszana przez Zbigniewa Łapińskiego w roli gospodyni jego kolejnych benefisów: w Teatrze Komedia w Warszawie 15.06.2015r., w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego 10.11.2017r. Po śmierci Zbigniewa Łapińskiego gospodyni wielu koncertów jego piosenek, przygotowywanych przez Katarzynę Walentynowicz i Marcina Partykę.

(I zdjęcie i V: Bogdan Marcinkiewicz; kolejne - Małgorzata Tryfon)

Teresa Drozda przeprowadziła ze Zbigniewem Łapińskim kilka wywiadów, do których linki znajdują się poniżej:

https://www.rdc.pl/podcast/strefa-kultury-wspomnienie-zbigniewa-lapinskiego-ostatni-wywiad-artysty-przed-smiercia/
(listopad 2017r.)
https://www.rdc.pl/podcast/strefa-kultury-maria-ulatowska-i-jacek-skowronski-zbigniew-lapinski-i-katarzyna-walentynowicz/
(styczeń 2015r.)
https://www.rdc.pl/podcast/zbigniew-lapinski-w-strefie-kultury/
(listopad 2015 r.)

Teresa Drozda: Prawie od urodzenia mieszkałam w Olsztynie, w którym od 1974r. organizowane są Spotkania Zamkowe "Śpiewajmy Poezję” – impreza, która w sposób zasadniczy wpłynęła na moje zainteresowania. Oczywiście, największym bodźcem był dom rodzinny, otwarty na tego typu twórczość. Pierwszy raz na koncert „Spotkań Zamkowych” zabrała mnie moja mama. Był rok 1991. Miałam 16 lat. Kupiłyśmy bilety, ale rok później mama zasugerowała, abym zaangażowała się w organizację imprezy jako wolontariuszka. Poszłam do (wtedy jeszcze) Wojewódzkiego Domu Kultury, który był głównym organizatorem, i zgłosiłam się do pomocy. Robiłam różne rzeczy: roznosiłam ulotki, malowałam deski, do których potem były przyklejane plakaty, rozwoziłam te plakaty, malowałam scenę, dowoziłam zaproszenia do urzędów – w ogóle robiłam wszystko [uśmiech]. Wtedy taki wolontariat „przyimprezowy” nie był tak rozpowszechniony jak dziś. Trwało to parę lat, nawet wtedy, kiedy już pracowałam jako dziennikarka, i z tego czasu, z początku lat 90., pochodzą moje najtrwalsze i najserdeczniejsze piosenkowe i poetyckie znajomości. Ta ze Zbyszkiem Łapińskim także. Byłam bardzo młoda i to był czas zachwytu wieloma wówczas nieznanymi mi wykonawcami, no i oczywiście tym, co właśnie w Olsztynie proponował muzycznie Zbyszek. Poznałam go w 1992r., podczas przygotowań do 19. edycji „Spotkań Zamkowych”, które charakteryzowały się tym, że przed koncertami konkursowymi odbywały się trwające kilka dni warsztaty dla wykonawców konkursowych. Zbyszek je prowadził, bo przez lata był także kierownikiem muzycznym „Spotkań Zamkowych”. Przyjeżdżał wcześniej, miał próby z młodzieżą, która mogła poćwiczyć pod jego okiem. Jeśli przyjeżdżali z własnymi zespołami, wówczas Zbyszek coś doradzał, czasem podaranżowywał piosenki. Ale jeżeli ktoś przyjeżdżał sam, Zbyszek wraz z zespołem takiej osobie akompaniował. I przez te lata widywaliśmy się przy realizacji różnych prac związanych z organizacją „Spotkań”. Nigdy nie współpracowaliśmy bezpośrednio, ponieważ zajmowaliśmy się innymi sprawami, ale widywaliśmy się i serdecznie gawędziliśmy zawsze. Te coroczne, lipcowe spotkania były czymś na kształt rytuału. Ich ukoronowaniem był bardzo poruszający koncert „Kolega z pracy”, przygotowany przez Zbyszka w 2004 roku, zaraz po śmierci Jacka Kaczmarskiego. Wydaje mi się, że zarejestrowałam wówczas jeden z lepszych swoich materiałów dziennikarskich. Nagrałam wypowiedzi występujących w tym koncercie artystów, także Zbyszka, który opowiadał, jak się przygotowywał i co czuje, realizując taki koncert dla swojego „kolegi z pracy”. Myślę, że dziś te nagrania są znakomitym dokumentem tamtego, bardzo trudnego emocjonalnie dla wszystkich czasu. Sam koncert był wyjątkowy także z powodu pogody: pamiętam, lał deszcz, więc ludzie, trzymając parasole w rękach, nie mogli bić braw w taki sposób, jak byłoby to możliwe przy innej pogodzie. Po piosenkach usłyszeć można było głównie szumiącą deszczem ciszę, która była tym bardziej przejmująca.

„Spotkania Zamkowe” przetrwały próbę czasu. Mam na to szersze spojrzenie z uwagi na zawód, jaki wykonuję. Zaczęłam pracować w radiu w trzeciej klasie szkoły średniej, mając 17 lat i nie przestałam aż do teraz. Specjalizuję się w szeroko rozumianej piosence poetyckiej i literackiej, przede wszystkim polskiej, ale ostatnio często zahaczam też o piosenkę czeską. Od 1998 roku prowadzę serwis internetowy, poświęcony piosence poetyckiej – strefapiosenki.pl, który powstał właśnie z powodu rozwoju piosenki poetyckiej pod koniec lat 90. XX wieku. Wtedy ruch w naszej dziedzinie był tak duży, że właściwie nie byliśmy w stanie „przerobić” wszystkich informacji w audycjach radiowych, więc umieszczałam je właśnie na tym portalu internetowym. Od lat współprowadzę w Trójce program Janusza Deblessema „Gitarą i Piórem”, który poświęcony jest tej tematyce, i „Strefa Piosenki” okazała się jego znakomitym uzupełnieniem, a także wygodną formą komunikacji zarówno z odbiorcami, jak i wykonawcami piosenek poetyckich i autorskich.

Na tle nurtu piosenki literackiej Zbyszek Łapiński jest bardzo ważny. Ale dla mnie on nie zaczął się od tria z Kaczmarskim i Gintrowskim. Zbyszek „przyszedł” do mnie z „Tańcem życia”, który zrealizowali razem z Krystyną Świątecką w 1986 roku. Oczywiście nie widziałam tego spektaklu w olsztyńskim teatrze wtedy, byłam za mała, ale piosenki znam do głębi. Dostałam je nagrane na kasecie jakoś pewnie w 1990 lub 1991 roku. Drugim ważnym koncertem, przygotowanym przez Łapińskiego był „Koncert Najskrytszych Marzeń” z 1991, który mnie ukształtował, wpłynął na mój sposób postrzegania świata, idealnie wpasował się w moją wrażliwość. Dla mnie ten koncert był odkryciem także dlatego, że „podarował mi” artystów, o których nie miałam pojęcia. Znałam piosenki Elżbiety Adamiak, „Czerwonego Tulipana” czy „Wolnej Grupy Bukowina”, natomiast nigdy wcześniej nie słyszałam o takich artystach jak Grzegorz Tomczak, Mirosław Czyżykiewicz, Antonina Krzysztoń... Słuchałam tego nieprawdopodobnego koncertu, żałując, że mnie ominął. Byłam przecież o krok. To wydarzyło się w „moim” Olsztynie, podczas „moich” Spotkań Zamkowych... Tyle że zanim odkryłam je dla siebie. Kierownikiem muzycznym tego absolutnie wyjątkowego koncertu był Zbyszek Łapiński. Jego rękę słychać w każdym utworze. Dziś to są nagrania kanoniczne. Nie do pomylenia z żadnymi innymi, pokazujące maestrię myślenia muzycznego Łapińskiego, które jest szerokie, co obrazuje najlepiej następująca anegdota. Kiedyś z Januszem Deblessemem na potrzeby audycji „Gitarą i Piórem” w studiu imienia Agnieszki Osieckiej co jakiś czas organizowaliśmy koncerty. Pamiętam jak dziś, że Janusz, który szalenie ceni i szanuje Łapińskiego, bo obaj są perfekcjonistami, zawsze zapraszał go do tej radiowej współpracy, bo wiedział, że jest potrzebny ktoś, kto będzie muzycznie czuwał nad całym przedsięwzięciem. I na jeden z takich koncertów został zaproszony chłopak, wówczas chłopak, Jarosław Chojnacki, który właśnie tych 15 lat temu występował na wielu festiwalach piosenki poetyckiej, zadziwiając nas wszystkich swoim talentem. Z tego, co pamiętam, pochodził ze Szczytna, pracował na kolei i był nieśmiałym, bardzo skromnym człowiekiem. Porównywano go dość chętnie do Czesława Niemena. Grał na gitarze i śpiewał skomponowane przez siebie piosenki, a śpiewał rzeczywiście niesamowicie. Podczas próby Jarek spotkał się ze Zbyszkiem, by ustalić sposób wykonania piosenek. Miał grać sobie na gitarze, a zadaniem Zbyszka było delikatnie coś dograć, czyli muzycznie obudować ten ascetyczny akompaniament. Jarek miał (i ma do dziś) jedną właściwość: gdy grał, zamieniał się w muzykę, więc każde z jego wykonań było inne. Na próbie Łapiński próbował sobie zanotować, jak to ma być zagrane, i okazało się, że Jarek za każdym razem śpiewa inaczej. Zbyszek – i na tym polega jego wyjątkowość – zanotował sobie, że będzie albo tak, albo tak! W ogóle nie stanowiło dla niego żadnego problemu, że będzie musiał uważać, by dostosować swoją grę do zmian, jakie bardzo swobodnie, w zależności od potrzeb, wprowadza w wykonaniu piosenki Chojnacki. Zbyszek niczego mu nie narzucił, nie kazał, a przecież ze swoim autorytetem mógł zdecydować lub dostosować się do czegokolwiek, tylko robiąc notatki, zapisał sobie, że w tym miejscu może być różnie, w zależności od interpretacji wykonawcy. Albo tak, albo tak. To wymaga inteligencji, warsztatu, ale i zrozumienia kogoś, kto jest obok Zbyszka, z kim on ma współpracować, z kim ma występować na scenie, komu on ma pomagać czy wręcz służyć. To wielka umiejętność.

O wielu sprawach dotyczących Łapińskiego nie wiem, ale znajduję jego nazwisko i jego „znak” na wielu płytach, choćby u Grzegorza Tomczaka, Mirosława Czyżykiewicza, Krzysztofa Daukszewicza, Ewy Błaszczyk, Doroty Stalińskiej... Do tego intensywna współpraca z Marcinem Wolskim i przede wszystkim z Jørnem Simenem Øverlim. To pokazuje ogromną otwartość „Łapy” na ludzi, na muzykę, na sztukę. Zbyszek przecież pracował jak opętany. Jeśli sobie uświadomimy, że na przykład w Norwegii z Jørnem Simenem Øverlim zagrali około tysiąca koncertów z polskimi piosenkami, to wypadałoby zapytać – czy ktoś dla polskiej kultury zrobił więcej? Trzeba o takich sprawach nieustannie przypominać. W Zbyszku była jakaś radość, wynikająca z ciekawości spotkania z różnymi twórcami, także bardzo młodymi. Widziałam podczas warsztatów na „Spotkaniach Zamkowych”, jak dobrym był nauczycielem. Młodzież się go nie tylko nie bała, ale lgnęła do niego, a on otwierał szeroko swoje ramiona, wypuszczając z nich kolejne pokolenia ludzi zarażonych piękną muzyką.

(źródło: K. Walentynowicz "Zbigniew Łapiński. Historie również niepoważne, czyli groch z kapustą" 2015r.)


Jubileusz, a w zasadzie Koncert na 65. urodziny Zbigniewa Łapińskiego (nie żaden „benefis”, nawet jeśli to słowo gdzieś padło) był imprezą zorganizowaną spontanicznie. Gości zapraszał sam Jubilat, on też (z wyjątkami) wybierał repertuar. Wybrał sobie prowadzących, a nawet realizatorów dźwięku! Wszyscy wystąpili honorowo, „w prezencie”. Mirosław Czyżykiewicz był na liście, ale od początku było wiadomo, że nie wystąpi, bo w tym terminie miał jakiś inny koncert. Podobnie jak Marian Opania. Na liście zaproszonych do występu było 25 osób. Z tej grupy wystąpiła piętnastka (nie licząc zespołu muzycznego i muzyków towarzyszących poszczególnym artystom). Decyzję o tym, że koncert będzie dedykowany Przemysławowi Gintrowskiemu, podjął także Jubilat, o czym zresztą publiczność zgromadzoną w studiu poinformował, zapowiadając Powrót w wykonaniu Krystyny Świąteckiej. Nie było scenariusza ani reżysera. Prawie nie było prób. Marcin Partyka z zespołem w ciągu pięciu godzin przeprowadził próby ze wszystkimi artystami i przygotował akompaniament, a nawet małe aranżacje. Scenariusz na próbie stworzył Artur Andrus. Znając te wszystkie fakty i będąc na próbach mniej więcej od 15.00, widząc, jak się to tworzyło, śmiem twierdzić, że był to fenomenalny koncert. Świetnie się toczył, był w nim pomysł, a jednocześnie nie było nieznośnej na wielu „benefisach” fety czy napuszenia. Nie było nawet bankietu :-). Po koncercie wszyscy grzecznie rozeszli się (lub rozjechali – jak Tulipan do Olsztyna czy Jan Kondrak do Lublina) do domów. Nie wiadomo, kiedy koncert będzie nadany w „Trójce”. Nie było go w planach. To także ukłon „Trójki” (nieskorej do takich wydatków) w stronę Jubilata. Nie jestem entuzjastką takich koncertów. Mam na myśli składankowe jubileusze. Ale kiedy wiem, że (tak jak w tym wypadku) nie ma w tym żadnego koniunkturalizmu, liczenia zysków, a tylko chęć spotkania się z kimś, komu coś się zawdzięcza i kiedy ma to tak spontaniczny, jak ten koncert, wyraz – całą sobą jestem za. Nawet jeśli sama chętnie napisałabym inny scenariusz. Wystąpiły osoby, z którymi Zbigniew Łapiński wiele razy współpracował (i takie zaprosił). Poniedzielskiemu skomponował piosenkę, Z Joanną Lewandowską i Małgosią Czajką współpracował i koncertował w ostatnich latach, z Kubą Sienkiewiczem nagrał kilka płyt, z Joanną Jeżewską koncertował i pisał piosenki, które śpiewała w kabarecie Sześćdziesiątka i tak dalej... Do współpracy z triem nawiązywał przede wszystkim Jarosław Regulski, realizujący koncert, który nagrywał pierwsze programy Tria.

(źródło: wypowiedź Teresy Drozdy z 2012r.)

Kontakt