Kompozytor, muzyk, aranżer, wokalista; współtwórca zespołu "Czerwony Tulipan". To Stefanowi Brzozowskiemu Zbigniew Łapiński przed śmiercią, w grudniu 2017r., przekazał do realizacji I część programu "Kaczmarski lirycznie" (Stefan Brzozowski zorganizował koncert podczas Spotkań Zamkowych w Olsztynie w 2019r.) :
Spotykaliśmy się na naszych „śpiewankach” studenckich pod koniec lat 70. XX wieku. Najpierw do Olsztyna przyjeżdżał sam Jacek, a później, gdy połączyli się ze Zbyszkiem, przyjeżdżali razem. Natomiast wcześniej patrzyłem na Zbyszka przez Jackowe działania: dał się zauważyć jako fajny pianista, dowcipny, świetnie grający na klawiszach muzyk – i to właśnie był Zbyszek. Bacznie przyglądałem się ich twórczości, bo to, co chłopaki robili we trzech na estradzie, było czymś wybitnym, powalającym: ich sztuka mądrze przemawiała słowem, ale jednocześnie posiadała piękną ekspresję, prawie rockową, mimo że przecież oni grali na instrumentach klasycznych. Mieli tylko dwie gitary z nylonowymi strunami i fortepian czy pianino, ale sprawili, że to brzmiało bardzo mocno. Ta siła wynikała z ich osobowości, przypominających trochę temperamenty rockowców – ich twórczość była jak heavy metal, ponieważ od całego zespołu szła wielka siła ekspresji, która wynikała ze sposobu kształtowania muzyki i melodii. Była to siła wewnętrznej energii ich osobowości, ale także mocy wydobywającej się z gitar i fortepianu oraz trzech silnych, męskich głosów, które, gdy do tego dochodziło, powodowały, że u odbiorców ciarki chodziły po plecach. Zbyszek był częścią tego wspaniałego przeżycia. Nie analizowałem na początku, kto co robił, czym się zajmował, ponieważ w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że oni we trzech tworzą wspaniałą całość jako trio: Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński. I z tej całości dopiero w którymś momencie zaczęły uwidaczniać się odrębne części. Przemka poznaliśmy gdzieś na trasie naszych koncertów, gdy jeszcze z nimi nie był połączony i śpiewał sam swoje piosenki. Pozostaje w mojej pamięci zawsze w tej białej koszuli, nie do końca dopiętej, jakby lekko rozchełstanej, w związku z czym jego męskość była podkreślona, widoczna, a jednocześnie i słyszalna, bo przecież gdy wydobywał ten swój męski chrapliwy głos, to wielu zakochiwało się we wszystkim, co robił. Moje drogi ze Zbyszkiem zbiegły się później, gdy ich trio nie funkcjonowało – Jacek był na emigracji, sytuacja w kraju się zmieniła po wprowadzeniu stanu wojennego. Jacek został tam, Zbyszek tu – i dobrze, że został. Zaczęło nam być po drodze ze Zbyszkiem. On ma łatwość wyrażania przez muzykę intencji tekstu. Oczywiście z tego wydobywa się także sam Zbyszek – jego poglądy, sposób patrzenia na świat i emocjonalne kategoryzowanie tego, co w tekście się znajduje. Zbyszka fascynowały określone teksty, mnie zupełnie inne, ale przecież razem znajdowaliśmy się w podobnym świecie, który istniał tutaj, w Polsce, myślę o bardowskim świecie poezji śpiewanej lat 80. Zaczątkiem naszej współpracy było widowisko „Taniec życia” z 1987 roku, oparte na połączeniu muzyki, słowa i plastyki w odniesieniu do obrazów Edwarda Muncha, w wykonaniu Krysi Świąteckiej. To spowodowało, że powstała płaszczyzna do wspólnego śpiewania i muzykowania. W studiu nagraniowym zarejestrowaliśmy piosenki z widowiska na płytę. Zbyszka rola jako kierownika muzycznego w tym projekcie była bardzo ważna. W ogóle jak tak patrzę wstecz, to najbardziej pamiętam współpracę ze Zbyszkiem podczas „Spotkań Zamkowych” w Olsztynie, a także przy realizacji koncertu „Kolega z pracy”, już po śmierci Jacka, w 2004 roku. Spotkaliśmy się ze Zbyszkiem znowu „przy Jacku”.
Zbyszka rola, oprócz tego, że był wsparciem i autorytetem muzycznym dla Jacka, uwidoczniła się również i później, kiedy zaczął pisać piosenki dla innych twórców. Widziałem to choćby podczas współpracy z Krzysiem Daukszewiczem przy realizacji takiego programu telewizyjnego, w którym Zbyszek również akompaniował i aranżował piosenki. Miałem zawsze wrażenie, że Zbyszek jest takim fajnym w punkt trafiającym instrumentalistą, aranżerem, partnerem, który tak ogarnia całość z boku, że to wszystko, co on proponuje i co wsadza do tego wspólnego dzieła, jest na miejscu i takie, jak trzeba. Jego genialność polegała na tym, że doskonale wyczuwał, z kim pracuje i jak to muzycznie zrobić, by weszło na wyższy poziom. Zbyszek pisze też swoją własną muzykę. We wszystkim jest prawdziwy, nie szuka taniego poklasku, by wejść w jakiś rodzaj mody, która akurat dzisiaj obowiązuje na rynku muzycznym. Zbyszek jest ciągle Zbyszkiem, który opowiada taką czy inną historię do takiego czy innego tekstu, ale to jego opowieść, jego emocje, jego prawda są włożone we wszystkie piosenki, które komponuje. Wszystko musi być oparte na tym, co w środku, powiedziałbym nawet na pewnej skali moralności czy filozofii życiowej. On to jest on – są tego typu kompozytorzy: takim jest Beethoven, jest Bach, jest Mozart, jest Vivaldi, Chopin i jest Łapiński.
Nigdy nie zauważałem ani łatwości, ani trudności w nawiązywaniu kontaktów ze Zbyszkiem, bo albo się kogoś kocha, albo nie. Jak się kocha, to nie ma żadnych problemów z przejściem do porządku dziennego nad pewnymi rzeczami, które, tak jak w każdym związku, w każdej przyjaźni, w każdej znajomości są takie, że czasami jest po drodze, a czasami nie. Przy tworzeniu sztuki powstają przeżycia, które można porównać chyba do wojska, kiedy się jest na wojnie razem. Drobiazgi przestają być istotne, kiedy dochodzi do stworzenia jakiegoś wspólnego dzieła. Mamy ze Zbyszkiem podobną wrażliwość. My trwamy i nasza przyjaźń, myślę, będzie trwała po wsze czasy i jeszcze jeden dzień dłużej. Zbyszek jest silną osobowością... zresztą zdaje się jest Skorpionem, jak pamiętam... więc jest osobowością namiętną, co jest konieczne w sztuce. Fajnie się z nim było spotkać w pracy twórczej, artystycznej, ponieważ jest subtelny i delikatniutki bardzo, jakby odczuwał, że motyl zamachał skrzydłami – takie mam wrażenie, myśląc o jego wrażliwości. A z drugiej strony był nieugięty jak skała. Nie wiem, jak on obie te cechy łączy. Tam, gdzie wiedział, to wiedział. Oprócz tego Zbyszek jest intelektualnie mocno rozbudzony. Nie było nigdy nudy ani przestojów intelektualnych w jego towarzystwie, ponieważ cały czas coś się działo, jak Zbyszek się pojawiał. Natomiast prywatnie, ponieważ Zbyszek nie zgadza się z wieloma sprawami, to bywa wkurzający... Jest człowiekiem, który próbuje znaleźć winnego – nie zawsze znajduje, ale jeśli już znajdzie, to nie chciałbym być w skórze takiej osoby. Widocznie takie nie najlepsze doświadczenia życiowe Zbyszkowi towarzyszyły. Aczkolwiek cieszy mnie bardzo, że w ostatnim czasie odnajduje on coś, co można odnaleźć dopiero teraz i z wiekiem... On jest prawdziwy aż do bólu. Jeśli ktoś jest zgodny z samym sobą, bez względu na to, co sądzi świat dookoła, to jest chyba najpiękniejsza z cech, jaką możemy odnaleźć w dzisiejszym świecie. Zbyszek umie ubrać swoją prawdę w sztukę i przekazać innym ludziom zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie na takim poziomie, że z przyjemnością się w tym przebywa. Jego sztuka jest piękna. Zbyszek jest artystą, nie rzemieślnikiem.
(źródło: K. Walentynowicz "Zbigniew Łapiński. Historie również niepoważne, czyli groch z kapustą" 2015r.)