(wspomnienia o Zbigniewie Łapińskim z książki K. Walentynowicz "Zbigniew Łapiński. Historie również niepoważne, czyli groch z kapustą" 2015r.)
Zbyszek mówi o tobie „mój Przyjaciel”. Czym sobie na to zasłużyłeś?
Nie wiem, ale czuję się wyróżniony. My zawsze ze Zbyszkiem rozmawiamy szczerze, bardzo szczerze. Nigdy go nie okłamałem, nawet wtedy, gdy prawda mogła zaboleć. Ale on szanuje szczerość w relacjach z ludźmi. Ma dar rozszyfrowywania ludzi. Patrzy, niby tylko pali papierosa, a jednocześnie wie, kto do niego przyszedł i po co. Zbyszek jest bardzo inteligentny, co mu pomaga i przeszkadza w relacjach z ludźmi. I niezwykle wrażliwy. Wiesz, jak każdy artysta, wrażliwy na swoim punkcie. Bywa, że pełen pychy, która go zaślepia, a jednocześnie jest tak wrażliwy, wnikliwy. Dla niego spotkanie z człowiekiem, który szczerze ma mu coś do powiedzenia, to wielkie wydarzenie. Zbyszek potrafi poświęcić komuś uwagę. Intryguje, a jednocześnie irytuje ludzi tą swoją wnikliwością. Dlatego też Zbyszek jest taki fascynujący, bo nie da się go poznać do końca, mimo że potrafi odkryć się przed kimś całkowicie. Poznałem Zbyszka kilka lat przed udarem, jeszcze w latach 90. XX wieku. Wcześniej oczywiście wiedziałem, kim jest, parę razy widziałem go na różnych koncertach, które fotografowałem. Gdy pierwszy raz spotkaliśmy się wraz z innymi znajomymi, od razu poczułem do niego nić sympatii. Bywa, że się uprzedzam do ludzi albo w sposób nieuzasadniony się na ludzi otwieram. W przypadku Zbyszka od razu czułem, że nadajemy na tych samych falach. Zbyszek w towarzystwie był bardzo dowcipny; bywało, że żartowaliśmy między sobą, wręcz toczyliśmy swoiste pojedynki na poczucie humoru. Muszę przyznać, że ze Zbyszkiem nie jest łatwo rywalizować, bo to przeciwnik najwyższej klasy, ale bardzo wdzięczny za poprzeczkę, którą mu się stawia – chyba że rywalizacja dotyczy kogoś, kto Zbyszkowi chce coś na siłę udowodnić. Wtedy ta osoba nie ma szans, ponieważ błyskotliwość Zbyszka pozbawia jakichkolwiek szans powodzenia ludzi, którym się wydaje, że mogą mu coś narzucić albo udowodnić. Graliśmy w podobnej lidze humorystycznej, tworząc taki kabaret na żywo. Obydwaj potrafiliśmy wymyślać dużo wesołych historii i nie musieliśmy mieć kilku, które trzeba by było powtarzać na okrągło. Zbyszek w relacjach z ludźmi nieustannie odgrywa jakiś koncert. Wszystko zależy od miejsca i publiczności, czyli przed kim ten koncert gra i w jakich okolicznościach. Jest doskonałym pianistą, zarówno na scenie, jak i w życiu. Wirtuozeria wyraża się w bogactwie doznań, które dzięki jego grze są udziałem ludzi mu towarzyszących. Koncerty, które odgrywa w życiu, wynikają z chęci pokazania tego, co chce oraz z ukrycia przed ludźmi prawdziwego siebie. Natomiast wtedy, kiedy wychodzi na scenę, jest bardzo szczery, więc prawdziwego Zbyszka widać właśnie w jego sztuce.
Co Zbyszek mówi o sobie poprzez muzykę, którą komponuje i którą wykonuje na scenie?
Że jest człowiekiem niezwykle wrażliwym, którego łatwo zranić; że boi się krzywdy, której może doświadczyć od drugiego człowieka. Próbuje więc ochronić się przed tym, zakładając pancerz, złożony z masek i póz, nieraz groteskowych. Aby dotrzeć do Zbyszka, trzeba mieć dużo dystansu, bo inaczej można się pogubić, zupełnie niepotrzebnie. Zbyszek sobie ludzi wybiera. Wiem, że ceni uczciwość. Niekoniecznie muszą to być ludzie, którzy mają zgodne z nim poglądy, ale muszą być uczciwi i szczerzy oraz pełni pasji, zaangażowania w coś. Na scenie i w swojej muzyce Zbyszek potrafi zauroczyć, tworząc niepowtarzalny klimat emocji, czaruje, tworząc magię doznań, z których on sam również czerpie przyjemność. W sztuce – Zbyszek jest Twórcą, a wielu ludzi po prostu rzemieślniczo wykonuje zawód muzyka. Widać to choćby, gdy słuchamy różnych wykonań Jacka utworu, granego przez innych, nawet bardzo dobrych muzyków i przez Zbyszka. Gdy on gra „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”, to ta piosenka wręcz frunie; dla mnie wtedy to jest coś nieziemskiego! Na tym polega artyzm. Gdy grają inni, to odgrywają perfekcyjnie nutkę po nutce, ale w tym nie ma ducha
W czym talent pomaga Zbyszkowi w życiu, a w czym przeszkadza?
Jego talent i sposób podejścia do sztuki spowodowały konieczność rezygnacji z wielu wartości, które są ważne. Mam na myśli codzienne kontakty z ludźmi i rodzinę. On zamiast przelewać uczucia na ludzi, wkłada je w muzykę, wybierając samotność. To trudne do zrozumienia, ale chyba po prostu nie da się oddawać wszystkiego wszystkim. Musimy dokonać wyboru. Sztuka jest zaborcza, jeśli tworzy ją ktoś tak wymagający, jak Zbyszek. Dlatego dokonał wyboru, który, tak jak mnie, może komuś wydać się kontrowersyjny, no bo jak można zrezygnować z rodziny na rzecz sztuki? Jak widać, można. Artysta wybitny nadaje się do życia z ludźmi, tylko musi chcieć. Życie z ludźmi opiera się na wielu kompromisach, a artysta nie zawsze ich chce, ponieważ zazwyczaj jest egocentryczny. Życie prywatne powoduje duże koszty, a mało oklasków, bo może zaklaszcze ci jedno dziecko czy drugie i to zazwyczaj wtedy tylko, kiedy masz imieniny... Zbyszek jest dobrym człowiekiem, który uważnie analizuje podejmowane przez siebie decyzje, więc one nie są przypadkowe. Ma świadomość kosztów, jakie się z nimi wiążą i płaci sumiennie za wszelkie rozdarcia na życiowych zakrętach. Mało kogo zna się do końca. Znam Zbyszka od lat, ale wiem, że mogę poznać tylko jakiś kawałek, jakąś część jego duszy i to tę część, którą on pozwala mi zobaczyć. Nieraz Zbyszek był w trudnych momentach swojego życia: chodzi mi nie tylko o udar, ale i o uzależnienie alkoholowe czy różne depresje. Udar był jedynie skutkiem tych wielu spraw, które targały jego życiem wcześniej. Organizm po prostu w pewnym momencie nie wytrzymał. Praca na scenie jest wystarczająco nerwowa, emocjonalna, by obciążyć organizm w taki sposób, a jeśli do tego dojdą różne uzależnienia, słabość w pewnym momencie paraliżuje człowieka. Gdy po udarze Zbyszek był w depresji, to rozmowa telefoniczna z nim trwała może 30 sekund, a to i tak było już długo, po czym mówił „Cześć!”, odkładając słuchawkę. Wiedziałem, że wtedy trzeba było do niego pojechać, by porozmawiać. Nie zawsze chciał kogoś wpuszczać do domu, ale byłem sprytny – zazwyczaj mówiłem, że coś muszę mu dostarczyć, przywieźć, a gdy już wchodziłem do domu, to rozmawialiśmy i to było najważniejsze.
Dlaczego tak inteligentni i utalentowani ludzie popadają w depresje czy uzależnienia?
Przyczyny są bardzo różne. Zbyszek jest kruchy, a jednocześnie niesamowicie silny. Cała działalność sceniczna powodowała jego ciągłe rozdygotanie, napięcia, które trzeba było jakoś rozładować, więc na przykład alkohol dla niego był, pozornie oczywiście, łatwym sposobem na poradzenie sobie z czymś takim. Mówię „pozornie”, ponieważ alkohol daje ludziom chwilową ulgę, a w rezultacie zniewala, ogranicza, upodla i niszczy psychikę. Ale problem alkoholowy nie dotyczy tylko artystów. Tak jak zauważyłaś, ludzie myślący popadają w depresję i uzależnienia, bo są to ludzie analizujący wszystko, co ich otacza dookoła lub osoby, którym czegoś w życiu zabrakło. Najważniejszym fundamentem stabilności emocjonalnej człowieka jest jego rodzinny dom i to, co otrzymujemy od rodziców w dzieciństwie. Dziecku potrzeba miłości, która daje poczucie bezpieczeństwa także w dorosłym życiu. Nie zawsze dostajemy takie poczucie bezpieczeństwa.Osoba uzależniona od alkoholu ma powykrzywiane emocje, a jej instynkty szaleją. Zazwyczaj tacy ludzie nienawidzą wszystkich, a przede wszystkim siebie, w związku z tym nienawidzą świata. Chcąc uciec od siebie i od świata, piją; żeby choć przez chwilę zapomnieć; by rozładować swoje stresy. Uzależnić się jest bardzo łatwo. Sam jestem niepijącym alkoholikiem. Widzisz, alkoholikiem jest się do końca życia. Również wtedy, kiedy przestaje się pić.Rzadko kiedy alkoholik pije non stop. Są takie momenty, że nie pije się kilka tygodni, ale potem trzeba rozładowywać emocje. Głównym problemem każdego alkoholika jest strach, że zobaczy siebie takim, jakim jest. Alkoholik zawsze ucieka: przed samym sobą, niektórzy w ramiona różnych osób. Wchodzi bardzo emocjonalnie w relacje z niektórymi ludźmi, bywa, że z kobietami, ale nie wynika to najczęściej z wielkiej miłości, lecz z potrzeby ucieczki od samego siebie i poszukania akceptacji w drugim człowieku. Ponieważ alkoholik nikomu nie wierzy, więc zazwyczaj jego osobiste relacje z ludźmi nie są pełne, udane i kończą się rozstaniem. Jeśli ludzie mówią mu, że jest wspaniałym, dobrym człowiekiem, on w to nie wierzy. Dopóki nie zacznie czegoś ze sobą robić, aby uznać, że większość ludzi może mówić szczerze, nie zaakceptuje samego siebie. W sytuacji, kiedy trzeba dokonać wyboru, czynny alkoholik zawsze wybiera siebie. Aby człowiek mógł zrozumieć, że trzeba nad sobą zacząć pracę, musi upłynąć jakiś czas. Walka o życie takiej osoby to jest długi proces, w którym decyduje przede wszystkim on sam. Jeśli zechce, wyjdzie z nałogu, jeśli nie – nikt i nic go nie przekona. Każdy alkoholik jest manipulatorem i odwraca winę od siebie. Nie jest w stanie niczemu się poświęcić – na etapie picia, nie obchodzi go nikt. Niepicie to jest odstawienie alkoholu. Trzeźwienie to jest regulowanie swoich relacji ze światem. Każdy człowiek w swoim mniemaniu jest pozytywny. Żeby się pogodzić ze sobą, trzeba te zachowania w sobie zobaczyć. Inny problem wynika z tego, że każdy uzależniony człowiek uważa, że jest bogiem. Ustala zasady, według których żyje, więc również zmienia je w zależności od gry. Robi to po to, by jemu było wygodnie. Osoba uzależniona czuje się samotna. Żyje w swojej głowie: „miele”, czyli nieustannie analizuje to, co ma w sobie. Tworzy swoje światy, jedyne możliwe do przyjęcia. Jeśli się trochę otworzy na ludzi, to w jej świecie robi się bałagan i dlatego zadaje sobie pytanie: „Czy koszty, jakie ponoszę, mając przy sobie kogoś, nie są za wysokie?” Wtedy widzi, że jej wyimaginowany świat jest sztuczny i fałszywy, a ona ani nie potrafi, ani nie chce z niego zrezygnować. Z takiego myślenia wynikają nieporozumienia i rozstania, ponieważ obecność kogoś nawet nam oddanego, kochającego nas, zawsze zmusza alkoholika do jakiejś formy dopasowania się, uznania także racji tej drugiej osoby, co nie dla każdego jest do przyjęcia.
Nikt kochający nie może zbliżyć się do takiego człowieka?
Może i alkoholikowi jest to bardzo potrzebne, tylko chodzi o koszty, jakie ponosi ta druga osoba oraz na ile do swojego świata on zechce ją wpuścić. Jeśli to zrobi, jeśli będzie w stanie na jakimś etapie jej zaufać, przyznać jej jakiekolwiek racje, to oznacza, że gotowy jest z miłości do takiej osoby zrobić wiele. Wyzbywa się w ten sposób stopniowo egoizmu, zaczyna czuć radość z obecności kogoś w jego życiu, odczuwa tęsknotę nie za alkoholem, tylko właśnie za tą kochającą go osobą, a to oznacza, że jest na dobrej drodze, by panować nad swoim światem, bez alkoholu.Najważniejsze, by znaleźć sposób, aby przestać pić i Zbyszkowi się to udało, to jego wielki sukces.
Dla Zbyszka tą motywacją była muzyka.
I chwała mu za to. Zbyszek gdy pił, nie mógł grać czy też pisać muzyki, a ponieważ poświęcił się muzyce bez reszty, ona pomogła mu poradzić sobie z tym uzależnieniem. Coś, co destrukcyjnie wpłynęło na jego relacje z bliskimi, jednocześnie stało się źródłem odrodzenia. Zbyszek jest silny, bardzo. A jednocześnie wrażliwy. Zawsze szukał prawdziwej miłości i miał nadzieję, że każda następna będzie tą najważniejszą. Nie mnie oceniać wartość poszczególnych jego związków, ale to poszukiwanie jest widoczne w jego życiu. Był człowiekiem bardzo samotnym, mimo błysku fleszy i popularności, ponieważ chyba trudno było mu znaleźć kogokolwiek, kto byłby w stanie go zrozumieć. Zobacz, Kasiu, jak wiele tu trzeba wysiłku: zrozumieć go jako człowieka, jako kompozytora, jako akompaniatora, jako mężczyznę, jako człowieka ulegającego nałogom lub popadającego w depresję. Widziałem, jak to było potrzebne Zbyszkowi choćby po jego udarze, gdy udało się mi i mojej żonie namówić Zbyszka na terapię właśnie u naszej przyjaciółki, Małgosi, świetnej psychoterapeutki. Oczywiście relacje z Małgosią były zawodowe, ale patrząc, jak wielki wpływ na Zbyszka miała rozmowa z mądrą osobą, która wiedziała, jak pokierować jego emocjami, jak mu pomóc po prostu, wyobrażam sobie, że życie z takim człowiekiem na co dzień również wymagałoby obecności kogoś równie mądrego i rozumiejącego, co dzieje się w jego duszy. Ludzie często pomagają osobom uzależnionym wtedy, gdy one piją. Ale przecież rezygnacja z picia alkoholu to tylko pierwszy krok do sukcesu, ponieważ potem zaczynają się lata walki innej: walki z nadmierną nerwowością, walki o to, aby nie przestać walczyć i to jest najtrudniejsze. Wtedy są potrzebni mądrzy bliscy, którzy mają odpowiednią wiedzę, są przygotowani na tę walkę razem z osobą uzależnioną. Muszą być odporni, by ktoś uzależniony ich po prostu mimowolnie nie skrzywdził. To jest też czas na utworzenie we własnym wnętrzu jakiejś formy duchowości, bez tego nie da się żyć bez alkoholu. Nieważne, czy to będzie Bóg katolicki, czy też inny, nie ma znaczenia. Chodzi o to, aby mieć nad sobą jakiś autorytet. To dobrze, że jest jakaś wartość absolutna dla Zbyszka (muzyka), dlatego on tak dobrze sobie radzi. Każda osoba uzależniona musi dojść do indywidualnego dna. Dla jednych jest nim krzywda najbliższych, dla drugich – gdy leży brudny, głodny i niezadbany, a dla Zbyszka – gdy alkohol spowodował zawalenie wielu ważnych imprez, gdy zawiódł przyjaciół, gdy nie mógł występować na scenie. Muzyka to sens jego życia. Nigdy się ze Zbyszkiem nie napiliśmy, ponieważ Zbyszek miał długie etapy abstynencji, a nasza znajomość przypadała właśnie na taki czas. Potem nastąpił udar i Zbyszka sytuacja życiowa zmieniła się drastycznie. Wylew zatrzymał jego codzienną gonitwę; zmusił go, aby myślał, analizował siebie. Konieczność zatrzymania się w tym artystycznym biegu spowodowała, że Zbyszek musiał zająć się tylko sobą: swoimi myślami, analizą życiowych doświadczeń. Zbyszek jest trudnym człowiekiem, więc trudniej mu niż innym zaakceptować życiowe absurdy. Sam jest gadatliwy, [uśmiech] za dużo pali, a jeśli się z czymś nie zgadza, walczy do upadłego. Wiesz, ten ewentualny przyszły zysk, który stanie się udziałem Zbyszka, wygrywającego swoje racje, bywa, że jest tak niewielki, że lepiej, aby energię, którą traci na walkę z absurdalnym światem, poświęcił na tworzenie muzyki. Niesamowite jest natomiast to, że podczas pracy na scenie, gdy akompaniował na przykład Jackowi, potrafił się dostosować, być w tle i robił to doskonale, nie tracąc niczego. Zbyszek to według mnie geniusz: mało jest akompaniatorów, którzy grając, nie przeszkadzają wykonawcy, a jednocześnie odgrywają pierwsze skrzypce. Natomiast w życiu Zbyszek jest solistą i to wybitnym, dlatego najczęściej jest sam.
Nie ma mu kto akompaniować...
To trudne, ponieważ wobec tak wymagającego solisty, który w swojej głowie jest Bogiem, musiałby pojawić się równie wybitny akompaniator, który potrafiłby stworzyć genialnie subtelny akompaniament. Zbyszek w życiu szukał różnych akompaniatorów, ale chyba nie udało mu się znaleźć nikogo odpowiedniego.Zbyszek sprzed udaru to był twój kolega, Zbyszek po udarze – to twój przyjaciel.
Zbyszek sprzed udaru to był twój kolega, Zbyszek po udarze – to twój przyjaciel.
To zobowiązuje. Cieszę się, gdy widzę Zbyszka pracującego, zaangażowanego, ponieważ wiem wtedy, że jest OK. Umiem obserwować ludzi, ponieważ z zawodu jestem fotografem, który patrzy na świat obrazami.
Co Zbyszek oferuje ludziom, z którymi się zaprzyjaźnia?
Wszystko.