Twórca pierwszej i obecnej wersji strony internetowej Zbigniewa Łapińskiego:
(fot. archiwum Mariusza Niedziółki)
Drogi czytelniku, jako twórca tej strony na wstępie chciałbym Ci podziękować, że tutaj jesteś. Z nieocenioną pomocą Katarzyny Walentynowicz, która w swych książkach zgromadziła pokaźne archiwum, a w życiu skupiła wiele osobistości, które współpracowały z Panem Zbyszkiem, przekazuję z dumą w Twoje ręce archiwum życia i Twórczości Zbigniewa Łapińskiego. Jest to kontynuacja działającej dotychczas strony, uzupełniona o niezliczoną liczbę informacji. Mam nadzieję, że stanie się ona często odwiedzanym źródłem informacji, wspomnień i planów na przyszłość.
Moja znajomość z Panem Zbyszkiem zaczęła się w 2014 roku właśnie dzięki Kasi. Zostałem wówczas poproszony o napisanie strony internetowej dla Pana Zbyszka, której kontynuacją i rozwinięciem jest niniejsza strona. Wtedy jeszcze nie wiedziałem właściwie nic o istnieniu Tria, a jedyną osobą, o której coś słyszałem był Jacek Kaczmarski. Po pewnym czasie od poproszenia mnie o napisanie strony, pojechaliśmy z Kasią do domu Pana Zbyszka. Z racji tego, że nie znałem go wcześniej, nie byłem uprzedzony co do jego twórczej wielkości. Wchodząc do niewielkiego mieszkania przywitał mnie starszy pan, z pewnością trochę zmęczony wiekiem i przebytym udarem, ale za to sympatyczny i całkiem rozmowny. Z pewnością do młodych artystów z którymi współpracował był bardziej szorstki i wymagający, wiadomo przecież że oni bezpośrednio dotykali jego twórczości. Jednak ja od samego początku poczułem się jak w domu. Swojskości dodał z pewnością kapelusz wiszący w przedpokoju, który można dostrzec na wielu fotografiach. Sam odkąd pamiętam z zamiłowaniem noszę kapelusze, więc już wiedziałem, że trafiłem na swojego :). Pogadaliśmy chwilę o tym czego ode mnie oczekuje, a potem przy herbacie we trójkę rozprawialiśmy z pewnością o różnych, mniej istotnych sprawach. Jakich - niestety nie pamiętam, ale były to z pewnością przyjemne rozważania.
Czas mijał, ja pracowałem nad stroną, a kiedy ta była gotowa, ponownie udaliśmy się do mieszkania Pana Zbyszka, by poinstruować go, jak należy obchodzić się z nową stroną. Załapał szybko i już po krótkim czasie sam dodawał treści. Tutaj nasza znajomość trochę się urwała, strona, mimo mojego niewielkiego wówczas doświadczenia deweloperskiego, działała dobrze. Po około dwóch latach jednak pojawił się problem, który ponownie skontaktował nas ze sobą. Strona bowiem umieszczona była na serwerach „lewej” firmy, która jedyne co potrafiła, to wziąć pieniądze za hostowanie strony, nie świadcząc oczywiście opłaconych usług. Tak oto stronę musiałem był pisać od nowa - niestety z racji braku kontaktu z ową firmą, nie udało się odzyskać poprzedniej strony. Ale oczywiście się udało i z pomocą Kasi wypełniliśmy nową-starą stronę treściami.
Cóż, ale gdzie w tym wszystkim jest muzyka? Tak jak wspominałem - Pana Zbyszka nie znałem wcześniej, więc do tej pory kojarzyłem go bardziej z liniami kodu, aniżeli liniami melodycznymi. Potrzebowałem jeszcze trochę czasu, by „uśmiechnąć się” do jego twórczości. Zdecydowanie nawet jeszcze w wieku 21 lat ta muzyka jeszcze do mnie nie przemawiała. Była chyba zbyt… liryczna? Próbowałem przekonać się do niej słuchając umieszczonych na stronie utworów instrumentalnych, jednak te nagrane były przy użyciu średniej jakości dźwięków MIDI, brzmiały dla mnie jakoś sztucznie. Całe szczęście z pomocą znów przyszła Kasia Walentynowicz. Odkąd zajęła się organizacją koncertów, na których artyści wykonują muzykę Pana Zbyszka, zawsze mogłem liczyć na podwójną wejściówkę. Przełomem było usłyszenie tej muzyki na żywo, wykonywanej na prawdziwych instrumentach, wykonywanej przez artystów, których nazwiska można znaleźć na liście obok. I to nie byle jakie nazwiska, jak widzicie. Ale nie nazwiska mnie przekonały. Przekonała mnie magia, metafizyczność, która z tą muzyką płynie. Konkretniej mówiąc, moje głębsze zainteresowanie tą twórczością zaczęło się od koncertu „Znaki zodiaku”, zorganizowanego w marcu 2018 roku. Różnorodność nastrojów, które niosła muzyka wykonywana pod kierunkiem Marcina Partyki była przeogromna. Każdy zodiak niósł paletę innych emocji, co w całokształcie przełożyło się na niesamowite przeżycie.
Z koncertem tym związana jest jeszcze jedna, symboliczna dla mnie rzecz. Po koncercie wysłałem do Pana Zbyszka maila, żeby podzielić się z nim wrażeniami z tego koncertu. Wiadomość tę wysłałem w ostatnim miesiącu jego ziemskiej wędrówki, kiedy to z pewnością nie czuł się już najlepiej. Niestety miesiąc później zostawił nas już samych ze swoją muzyką. Na maila niestety nie zdążył mi już odpisać, jednak dostałem od Kasi informację, że odczytał tę wiadomość i sprawiła mu radość. Mi zaś ta informacja sprawiła ulgę i swego rodzaju spełnienie. Udało mi się przekazać ostatnią wiadomość, udało mi się choć w niewielkiej cząstce podziękować za naszą znajomość i jego muzykę. Żyjemy dalej, a i jego muzyka żyje z nami, na co dowodem niech będzie niniejsza strona. Zachęcam Was do eksplorowania nie tylko tej strony, ale też innych źródeł, a przede wszystkim do uczestnictwa przynajmniej raz w koncertach, gdzie rozbrzmiewać będzie jego muzyka.
(źródło: wspomnienie kwiecień 2020r.)