(wspomnienia o Zbigniewie Łapińskim z książki K. Walentynowicz "Zbigniew Łapiński. Historie również niepoważne, czyli groch z kapustą" 2015r.)
Poznaliśmy się osobiście w 1999 roku podczas Benefisu Salonu Niezależnych. Odbywał się on w Studiu Koncertowym Polskiego Radia przy ulicy Myśliwieckiej i Zbyszek Łapiński był kierownikiem muzycznym całości. Ja wykonywałem piosenki Jacka Kleyffa, „Telewizja” i „Ballada o pierwszym skrzypku”. Wtedy po raz pierwszy pracowałem ze Zbyszkiem Łapińskim, miałem możliwość zobaczyć i doświadczyć, jak kieruje pracą i jak świetnie to wszystko potrafi ogarnąć. On z jednej strony dba o to, aby każdy utwór miał konkretną formę; aby nie było wątpliwości, kiedy kto gra i śpiewa, a z drugiej – daje dużo swobody wykonawcom, jeśli chodzi o wkład własny. Zbyszek wszystkim wykonawcom towarzyszył na fortepianie, ale grał bardzo oszczędnie, to znaczy nie dominował swoim brzmieniem nad poszczególnymi solistami. Podczas tej pracy zbliżyliśmy się do siebie na tyle, że zostaliśmy znajomymi i później spotykaliśmy się już całkiem prywatnie. Wkrótce wybrałem się na koncert jego tria z Kaczmarskim i Gintrowskim do Sali Kongresowej, oczywiście odwiedziłem go na zapleczu. Nie minął rok i zaprosiłem Zbyszka do wspólnego grania przy realizacji konkretnych pomysłów. Wtedy nagrywałem płytę „Studio szum”, a ponieważ Zbyszek deklarował się wcześniej, że chętnie weźmie udział w jakichś moich działaniach muzycznych, więc jak tylko właśnie coś się pojawiło, to go zaprosiłem. Zbyszek najpierw dostał ode mnie demo kilku piosenek. Od razu wyobraził sobie, jaka ma być instrumentacja ... on się poczuł, jakby był gospodarzem tych piosenek, odpowiedzialnym za ich kształt, a ja z kolei poczułem się „zaopiekowany” i pokierowany artystycznie. Płyta się ukazała, Zbyszek zagrał tam bardzo dobre partie swoich instrumentów. Dzięki tej współpracy postanowiliśmy poszerzyć mój zespół, który wcześniej funkcjonował jako trio. Ze Zbyszkiem stał się on kwartetem i w tym składzie przez kilka lat jeździliśmy w trasy. W roku 2001 Zbyszek nagrał ze mną płytę „Kup pan cegłę” dla stowarzyszenia Amnesty International. Była to płyta wydrukowana normalnie (czyli u dużego wydawcy), ale nie przeznaczona do sprzedaży w sieciach sklepów, tylko rozprowadzana jako cegiełka. Płytę nagrywaliśmy w Piasecznie, u Zbyszka w domu, na poddaszu. Nagranie nie było rejestrowane na ślady, tylko na stereo. To było takie żywe granie bez postprodukcji, dzięki czemu dało dźwiękowy obraz naturalnego wspólnego muzykowania. Niezależnie od tych nagrań płytowych jeździliśmy na koncerty, a niektóre z nich układały się w całe trasy. To trwało do udaru Zbyszka, czyli do 2005 roku. Zbyszek skomponował również na moją prośbę melodię do ścieżki dźwiękowej filmu „Kariera Nikosia Dyzmy”, oraz wziął udział w nagraniu kilku utworów instrumentalnych do tego filmu, co ukazało się następnie na płycie. W 2004 roku nagraliśmy wspólnie moją solową płytę „Powrót brata”. Zatem przez kilka lat Zbyszek uczestniczył aktywnie w moim życiu koncertowym i nagraniach studyjnych, dzięki czemu poznałem kawał dobrej roboty muzycznej. Kiedy Zbyszek przedstawił mi kompozycje do „Znaków Zodiaków” Jacka Kaczmarskiego, dostrzegłem, że jak zwykle mają one jego charakterystyczny muzyczny styl. Cykl „Znaki Zodiaku” jest bardzo trudnym zadaniem kompozytorskim. Wszystkie te wiersze zostały napisane według jednej formy (ten sam układ i rytm tekstu). Zbigniew Łapiński sprawił, że każda ta piosenka będzie zupełnie inna. Ja będę wykonywał „Lwa”. Z przyjemnością uczyłem się tej melodii. Muzyka napisana przez Zbyszka sprawia, że tekst jest przejrzysty i ułatwia soliście jego wykonanie. Mówiąc ogólnie jego muzyka jest dość tradycyjna w sensie środków kompozytorskich, ale bardzo sprawnie pisana. Zawiera atrakcyjne harmonie i ich modulacje, układana jest z dbałością o wpadający w ucho motyw niezależny od melodii do tekstu, czyli riff. Obowiązkowo w kompozycjach występuje łącznik, czyli część trzecia, która nie jest zwrotką ani refrenem. Zbyszek pięknie potrafi w odpowiednim momencie zbudować napięcie dzięki odpowiednim środkom kompozytorskim. Stylizacje Zbyszka, którymi bardzo sprawnie się posługuje, nawiązują do różnych epok: do stylu romantycznego, barokowego, klasycznego. Potrafi napisać muzykę ilustracyjną jak Nino Rota albo Francis Poulenc czy piosenkę w stylu klezmerskim. I zawsze, niezależnie od pomysłu na muzykę, Zbyszek dba o to, by muzyka była spójna z tekstem, nie odwracała uwagi słuchacza od przekazu, nie dominowała nad poezją. Zbyszek potrafi świetnie różnicować grę. Gdy grał ze mną, stał się natychmiast rockandrollowcem bez żadnego problemu, a jeśli zaistniała taka potrzeba, świetnie czuł się w stylizacjach swingowych czy bluesowych – Zbyszek tak doskonale gra bluesa, jakby się urodził w delcie Missisipi! Ludzie często nie są świadomi, że w moich utworach są partie Zbyszka, ponieważ zazwyczaj kojarzą go ze współpracy z Kaczmarskim i Gintrowskim, więc łączą go tylko z ich wspólnym stylem gry. A on potrafi świetnie różnicować grę, ponieważ swobodnie posługuje się różnymi środkami stylistycznymi. Na przykład we współpracy ze mną z powodzeniem używał pianina elektrycznego albo brzmienia organów Hammonda. Z kolei jeszcze inaczej akompaniował Dorocie Stalińskiej, gdzie słyszymy styl wodewilowy, a jeszcze inaczej grał w kabarecie Marcina Wolskiego „Nowa 60-tka” i inaczej w trio z Jackiem i Przemkiem. To świadczy o niezwykłej wszechstronności muzycznej Zbyszka, a jednocześnie muzycznym smaku, który pozwala mu na odpowiednie wykorzystanie jego możliwości kompozytorskich, wykonawczych i aranżacyjnych.Zbyszek do twórczości tria wniósł znakomite kompozycje i właściwie stworzył brzmienie tego tria tak bardzo rozpoznawalne, począwszy od programu „Mury”. Był gwarantem poziomu muzycznego całości, ponieważ sam doskonale panował nad formą wykonywanych utworów. Wyobrażam sobie, że wyglądało to tak: jak Jacek nie chciał niepotrzebnie walczyć z muzyką do jakiegoś tekstu, a wiedział, że Zbyszek zrobi to lepiej, to mu to przekazywał. Nie spotkałem się z kilkoma wersjami kompozycji do tego samego tekstu, co oznacza, że tam był wyraźny podział między kompozycjami Jacka, Przemka i Zbyszka. Zbyszek grał wyjątkowo – dynamicznie, pulsacyjnie. Jego gra była osią piosenek, motorem całości. Nagrania z kasety „Mury”, którą po raz pierwszy usłyszałem podczas strajków okupacyjnych na studiach, zwróciły moją uwagę poprzez profesjonalne brzmienie całego składu, świetny śpiew na głosy, w którym też przecież uczestniczył Zbyszek i bardzo dobrze zrealizowany fortepian, który napędzał te wykonania, bo dzięki niemu nabierało to siły i żywiołowości. Na tym, według mnie, polegał wyjątkowy wkład Zbyszka w ich pracę: udane kompozycje, dynamiczny, wirtuozowski fortepian, no i właśnie udział wokalny Zbyszka – nie tylko chórki i drugi głos. Niektóre piosenki znane są nam wszystkim z jego solowym wokalem, jak choćby „Rozmowa”. Zbyszek mówi, że nie lubi swojego głosu, i że lepiej się czuje w chórkach, ale myśli tak zupełnie niepotrzebnie. Partie Zbyszka są zwyczajne, nieprzeinterpretowane, czysto zaśpiewane bardzo zbliżonym do mowy potocznej głosem. Jacek cenił wkład Zbyszka w ich twórczość, co można zauważyć, śledząc dalsze nagrania. Program „Sarmatia” nagrany w duecie, ze znaczącym udziałem kompozycji, gry i wokalu Zbigniewa Łapińskiego, jest chyba najlepiej zrealizowaną brzmieniowo płytą Jacka Kaczmarskiego. Tam również widać kunszt akompaniatorski Zbyszka. Występowanie na scenie ze Zbyszkiem daje poczucie bezpieczeństwa wokaliście i muzykom. Jako akompaniator sprawia, że solista czuje się jakby wyróżniony, czuje się lepszym, ponieważ wspiera go muzyk, który potrafi uczynić z każdej piosenki coś bardziej atrakcyjnego dla słuchacza, niż sam materiał wyjściowy. Zbyszek osiąga to piękną artykulacją dźwięku i dynamiką grania. On rozumie język muzyki i w każdym utworze dostosowuje swoją grę do temperamentu solisty. Potrafi zagrać tak, aby solista poczuł się, jakby wspierała go oprawa muzyczna tworzona specjalnie dla niego. Każdy jego akompaniament to muzyczny dar dla słuchacza i solisty.Bardzo Zbyszka lubię i bardzo się o niego martwię. Był dla mnie wiele razy poważnym wsparciem koleżeńskim, psychicznym dzięki temu, że umiał mnie zrozumieć i umiał ze mną rozmawiać o sprawach, o których rozmawiać jest bardzo trudno. Zbyszek potrafi słuchać – to niezwykła zaleta. W kontakcie ze Zbyszkiem czuję, że jestem uważnie wysłuchany, że moje sprawy zostały zauważone. Kiedy mu się wygadam, jest mi lżej. Zbyszek niczego nie traktuje powierzchownie. Potrafi dużo mówić o sobie, otwiera się, ale przed ludźmi, do których ma zaufanie. Potrafi powiedzieć o sobie wiele rzeczy trudnych. Mogę się w tych problemach sam przeglądać. Martwię się o Zbyszka, bo wiadomo, że jego stan zdrowia jest zły, a cechy charakteru nie pomagają w wyzdrowieniu, a wręcz przeszkadzają. Zdrowienie w jego przypadku musiałoby łączyć się ze spokojem, a to nie jest jego cecha. Zbyszek to człowiek, który walczy ze światem, który się napina i postrzega świat jako zagrażający, szczególnie niesprawiedliwy i to nie tylko wobec niego, lecz jego całego najbliższego otoczenia. Wypowiada sądy, które nakręcają to napięcie, powodują, że się nie może wewnętrznie uspokoić, nakręca się w swojej spirali wyobrażeń. Dlatego musi ten niepokój zajadać, zagłuszyć papierosami z wiadomym skutkiem. Zbyszek ma także dużo innych zachowań kompulsywnych, zajmuje się rzeczami niecelowymi, prowadzącymi donikąd. Przez to nie zmniejsza napięcia, lecz nakręca emocje. To jest autoagresja prowadząca do zagłady. Chciałbym widzieć Zbyszka uspokojonego, harmonijnego. Ale z jego temperamentem to jest niemożliwe. Nieustanne napięcie, wewnętrzne rozedrganie – z tego powstaje jego piękna muzyka, to się bardzo przydaje przy poszukiwaniu różnych rozwiązań twórczych, ale w życiu osobistym przekłada się na niepokój i autodestrukcję. Ostatnio dałem Zbyszkowi magnetofon kasetowy czterośladowy. Mógł na nim odtworzyć swoje archiwalne nagrania, które na podobnym sprzęcie rejestrował kiedyś. Da się to teraz przenieść na nośnik cyfrowy albo pracować z tym materiałem dalej na tym samym urządzeniu: poprawiać, nałożyć jakieś efekty, dośpiewać coś, poprosić, by ktoś inny coś tam dodał. Widzę, że już go to wciągnęło. Ja też jestem fanem samodzielnej pracy na prostym urządzeniu kilkuśladowym, więc go rozumiem. Zbyszek, mimo udaru, jest nadal aktywny kompozytorsko, a czterośladem może się dodatkowo pobawić. Na szczęście talent muzyczny pozostał i pozwala mu na dalszą twórczą pracę. Poza tym mam do Zbyszka jeszcze liczne prośby o fortepianówki, czyli o nuty do moich piosenek, które chcę zgłosić pod ochronę.
(wspomnienia o Zbigniewie Łapińskim z książki K. Walentynowicz „Biografia artystyczna Zbigniewa Łapińskiego” 2018r.)
Zbyszek wszystkim wykonawcom towarzyszył na fortepianie, ale grał bardzo oszczędnie, to znaczy nie dominował swoim brzmieniem nad poszczególnymi solistami. Podczas tej pracy zbliżyliśmy do siebie na tyle, że zostaliśmy znajomymi i później spotykaliśmy się już całkiem prywatnie. Wkrótce wybrałem się na koncert jego tria z Kaczmarskim i Gintrowskim do Sali Kongresowej, oczywiście odwiedziłem go na zapleczu. Nie minął rok i zaprosiłem Zbyszka do wspólnego grania przy realizacji konkretnych pomysłów. Wtedy nagrywałem płytę Studio szum, a ponieważ Zbyszek deklarował się wcześniej, że chętnie weźmie udział w jakichś moich działaniach muzycznych, więc jak tylko właśnie coś się pojawiło, to go zaprosiłem. Zbyszek najpierw dostał ode mnie demo kilku piosenek. Od razu wyobraził sobie, jaka ma być instrumentacja... on się poczuł, jakby był gospodarzem tych piosenek, odpowiedzialny za ich kształt, a ja z kolei poczułem się „zaopiekowany” i pokierowany artystycznie. Płyta się ukazała, Zbyszek zagrał tam bardzo dobre partie swoich instrumentów. Dzięki tej współpracy postanowiliśmy poszerzyć mój zespół, który wcześniej funkcjonował jako trio. Ze Zbyszkiem stał się on kwartetem i w tym składzie przez kilka lat jeździliśmy w trasy.[...]To trwało do udaru Zbyszka, czyli do 2005 r. Zbyszek skomponował również na moją prośbę melodię do ścieżki dźwiękowej filmu Kariera Nikosia Dyzmy, jak też wziął udział w nagraniu kilku utworów instrumentalnych do tego filmu, co ukazało się następnie na płycie. W 2004 r. nagraliśmy wspólnie moją solową płytę Powrót brata. Zatem przez kilka lat Zbyszek uczestniczył aktywnie w moim życiu koncertowym i nagraniach studyjnych, dzięki czemu poznałem kawał dobrej roboty muzycznej.
Zbyszek Łapiński występuje wspólnie ze mną w mojej piosence Szpieguję wszystkich i z zespołem Elektryczne Gitary w Co powie Ryba. Pretekstem do tego występu w Opolu jest 10. rocznica zespołu Elektryczne Gitary i moja solowa płyta Studio Szum. W 2001 r. zapraszam Zbyszka na stałe do mojego kwartetu akustycznego, tworzymy zespół i do 2005 r. regularnie jeździmy razem, grając na estradzie. Tym samym mam zaszczyt być ostatnim wykonawcą, z którym Zbyszek jeździł w trasy. Zespół współtworzą jeszcze: Jacek Wąsowski – gitara, mandolina, Andriej Owczynnikow – kontrabas. Nagrywamy płytę charytatywną Kup pan cegłę dla Amnesty. Jest to rejestracja domowego wykonania na żywo, bez nagrywania na pojedyncze ślady, w domu Zbyszka na poddaszu, ze zwykłym pianinem i z pozostałymi instrumentami akustycznymi. Na repertuar składają się piosenki z moich programów solowych i Elektrycznych Gitar. Wydawcą jest Universal Music Polska.[...] W latach 2000–2005 Zbyszek Łapiński kilkakrotnie akompaniuje mi podczas festiwalu bardów OPPA i na scenie literacko-muzycznej Śmietanka Łowicka. Wielokrotnie pisał dla mnie fortepianówki potrzebne przy zgłaszaniu utworów pod ochronę. Zasze wtedy podkreślał, że to dla niego wielka przyjemność, co nie ukrywam, było dla mnie wielkim wyróżnieniem. Nie odkryję niczego szczególnego, ale chcę to podkreślić, że był akompaniatorem niezwykle wszechstronnym – świetnie dostosował się do rozrywkowego i pastiszowego charakteru mojego repertuaru, żonglował stylami muzycznymi i zawsze zaskakiwał muzycznym humorem, nie mówiąc o słownym.