Wokalistka, aktorka, kompozytorka. Laureatka wielu nagród i wyróżnień, m.in. na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie.
(fot. archiwum Joanny Lewandowskiej)
Joanna Lewandowska: W 2002 roku byłam laureatką Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, a rok później, w 2003 roku, poznałam Zbyszka. Zostałam wtedy zaproszona do udziału w „Koncercie Trzynastu Poetów”, który odbywał się cyklicznie i towarzyszył festiwalowi. Aż do czasu udaru Zbyszek zajmował się przygotowaniem całości i opracowaniem muzycznym koncertu, który dotyczył trzynastu różnych twórców, a czasem był nawet lepszy niż koncert gwiazd festiwalu, ponieważ składał się z wykonawców świeżych, młodych i był okraszony występem utytułowanych muzyków, jak choćby „Czerwonego Tulipana”. Zbyszek do współpracy brał wówczas młodych, obecnie dojrzałych muzyków, jak Marcin Partyka, Krzysztof Łochowicz czy Piotr Domagalski. Zbyszek tak sobie ich pięknie artystycznie wychował. W 2003 roku przypadła mi do wykonania piosenka „I tak warto żyć. Nikt nikogo” zespołu „Raz, dwa, trzy”. Moje pierwsze spotkanie ze Zbyszkiem było dość trudne. Przyjechałam do niego do domu jako laureatka festiwalu, miałam swoją wizję tej piosenki, w pełni wywróconą do góry nogami, w wersji balladowej, mocno energetycznej. Wyszłam, tak jak zawsze wychodzę, z tekstu i miałam swoją propozycję, którą mu przedstawiłam. Zbyszek mnie nie znał, więc pomyślał sobie, że jakaś kolejna piosenkareczka do niego przyszła – wiem, bo wspominał później to nasze pierwsze spotkanie. Jan Poprawa przekazał mu, że będę brała udział w koncercie „Trzynastu Poetów” jako laureatka Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, która jednocześnie zdobyła nagrodę dziennikarzy, nagrodę publiczności i prezesa telewizji, i że w związku z tym dobrze by było, aby Zbyszek się ze mną spotkał. Oczywiście, Zbyszek zgodził się na to spotkanie, ale przecież on ma swój gust, swoją wrażliwość, więc czyjeś tytuły nie robią na nim wrażenia. On chce usłyszeć, jak ktoś śpiewa, a nie obchodzi go, w jaki sposób ktoś wcześniej został wyróżniony. Poza tym widać było od razu, że Zbyszek nie lubi, jak mu się coś narzuca.Na dodatek mu powiedziałam na początku, że wiem, jak bym chciała, żeby to było zaśpiewane..., czyli powiedziałam, zupełnie nieświadoma pewnych mechanizmów, kierownikowi muzycznemu koncertu, jak ma być wykonana piosenka. Ale w tym wszystkim było cudowne to, że zrobiliśmy tak, jak ja chciałam, bo okazało się, że oboje tak chcieliśmy... i że on jak najbardziej akceptuje pracę nad piosenką, kiedy wokalista wychodzi z tekstu i kiedy myśli nad tym, co ma zrobić, bo tylko wówczas można poprzez wykonanie utworu podkreślić odpowiednie emocje. Sądzę, że on to we mnie zaakceptował. Dla Zbyszka nie jest najważniejszy śpiew, nie warunki głosowe, nie warsztat, tylko właśnie emocje. Praca ze Zbyszkiem jest bardzo konkretna, ciężka, długa, wymagająca. Trzeba mieć cierpliwość i pokorę, ale jak Zbyszek wyczuje potencjał i talent, daje artyście dużą swobodę. Wiesz, bardzo często zmieniam melodię i on mi na to zezwala, gdy widzi sens takiej zmiany. Ze Zbyszkiem współpracowaliśmy na scenie aż do czasu jego udaru w 2005 roku: pamiętam realizację projektów, związanych z „Szukamy stajenki (2004/2005), „Radio Wolna Europa” (2005), jak również realizację kolejnych koncertów na FAMIE.Jak już się jest „dotkniętym” przez Zbyszka, to jest się szczęśliwym, że można wspólnie coś robić. Młody człowiek, który rozpoczyna swoją pracę na scenie od współpracy ze Zbyszkiem Łapińskim, jest wielkim szczęściarzem. Zawsze wtedy pojawia się przede wszystkim poczucie zaszczytu, wynikające z możliwości współpracy z kimś takim, jak Zbyszek Łapiński.
Zbyszek jest bardzo wrażliwy. Do muzyki i tekstu podchodzi wyjątkowo poważnie, podobnie traktuje każdego, z kim rozpoczyna współpracę i ta zasada obowiązuje niezależnie, czy jest to młody, czy też bardziej doświadczony artysta. Oburza go i denerwuje głupota, takie lansowanie siebie, robienie czegoś, bo... On bardzo szanuje ludzi, którzy są prawdziwi, więc jeśli ufa komuś, że ten, kto stoi na scenie, niesie prawdę (nieważne, czy to jest prawda bolesna czy dowcipna, radosna), wtedy daje wolność przy tworzeniu piosenki. Zbyszek nie potrzebuje czuć się fajnie, potrzebuje czuć się prawdziwie. Spotkanie artysty z publicznością to ma być spotkanie po coś. Zbyszek jest jedną z najważniejszych osób na mojej drodze, które spotkałam i które pomogły mi właśnie tę prawdę przyjąć za swoją.Zdaję sobie sprawę ze swoich możliwości wokalnych. Podjęłam świadomie decyzję, że jestem tak zwaną „niszą”. Ale tylko w taki sposób mogę być wierna na scenie temu, co odczuwam. Przecież to nie smutek nas zabija, nie emocje, czyli to, co przeżywamy, tylko to, jak to ukrywamy. Bo prawda nigdy nas nie może zabić. Zbyszek jest skrajnie odważny w tym względzie: on idzie czasem na kompromisy, ale musi rozumieć sens i wiedzieć, po co. Dzięki niemu nauczyłam się eksperymentowania i odwagi w poszukiwaniach artystycznych, szczególnie wtedy, kiedy pojawia się coś nieprzewidywalnego. Spotkanie Zbyszka na mojej drodze artystycznej spowodowało szukanie przeze mnie dobrych tekstów, oddanie się pracy w czasie pracy bez reszty i na pewno cierpliwości. Nie jest osobą, która pracuje, wychwalając pod niebiosa artystę, ale wystarczy jego wzrok, aby było wiadomo, że jest dobrze i że tędy należy pójść.Uwielbiam melodie, które wymyśla, ponieważ właśnie melodyjność piosenki jest czymś, co, paradoksalnie, w piosence teraz rzadko można spotkać. Zazwyczaj doświadczamy takiego „szarpania”, a u Zbyszka melodia podbija tekst, wydobywa jego sens, treść, drugie dno. To szalenie trudne, a Zbyszek potrafi robić to po mistrzowsku. Nie napisałby muzyki niespójnej z tekstem. Jeżeli tekst jest słaby, to Zbyszek się tego nie podejmie. Widzisz, jeśli piosenka jest dobrze napisana, to nawet niespecjalnie genialny wokalista może ją zaśpiewać, ponieważ pomaga mu amplituda melodii. Napisanie dobrej melodii jest najtrudniejsze w piosence. Przykład genialnie skomponowanych piosenek to Zbyszka kolędy: teksty i muzyka z „Szukamy stajenki” są tak świeckie, mówią o wszystkich zakamarkach ludzkiej duszy, a jednocześnie tak Boże, duchowe, bo podkreślają tęsknotę, potrzebę tej duchowości. Zbyszka muzyka, co szczególnie dobrze widać właśnie w kolędach, jest krucha i delikatna, pełna melancholii. Są w niej z jednej strony zmiany rytmu i nastroju, a z drugiej wielka subtelność i nagłość. Muzyka Zbyszka jest taka, jak on sam: pełna szacunku i wielu wartości, ale, mówiąc o Zbyszku prywatnie, nie czuję się odpowiednią osobą, która śmiałaby o tym mówić, ponieważ ciągle i niezmiennie czuję się dopuszczona przez niego do grona mu najbliższych.
(źródło: K. Walentynowicz "Zbigniew Łapiński. Historie również niepoważne, czyli groch z kapustą" 2015r.)