(wspomnienia o Zbigniewie Łapińskim z książki K. Walentynowicz „Zbigniew Łapiński. Historie również niepoważne, czyli groch z kapustą” 2015r.)
Żurek. Każdy, kto przebywał dłużej z Łapińskim, wie, że on uwielbia żurek. Z jajkiem. Do tego ziemniaki okraszone skwarkami. Jeżdżąc na koncerty, jadaliśmy w drodze ów żurek. I u mnie w domu jadaliśmy, gdy Zbyszek pomieszkiwał w Dopiewie. Nagrywaliśmy wtedy w Poznaniu moją pierwszą płytę. To był rok 2000. Uparłem się, by aranżerem i szefem muzycznym był Łapiński. Wydawca był zachwycony pomysłem. Ja też. Współpracowałem ze Zbyszkiem już kilka lat, więc miałem do niego pełne zaufanie. Wiedziałem też, że jest – w przygotowaniu materii dźwiękowej – perfekcjonistą. Nie myliłem się: nutki niezwykle starannie rozpisane, dbałość o każdy dźwięk, często wielokrotne powtarzanie. Ja mówiłem: „Jest dobrze”. A on: „A weź ty się, Tomczak, idź zdrzemnij i d…y nie zawracaj. Trzeba to poprawić, tak nie może być!”. Gdy skończyliśmy nagrywać płytę, w domu czekał żurek. Było, że i ja pomieszkiwałem u Zbyszka w Warszawie. Próby, przygotowania nowych piosenek i… kot domownik. Zawsze, gdy wychodziłem z łazienki, zamknąwszy starannie drzwi, słyszałem: „Ja wiem, że wy, w Poznaniu, zawsze zamykacie drzwi, bo tam was tak nauczyli. Ale pewnie nie zauważyłeś, że tu mieszka kot, który w łazience ma swoją kuwetę i sam sobie drzwi nie otworzy!”. Tak, kot był ważnym domownikiem. Pewnie nadal jest. „W małym palcu klawiaturę ma” – pisał o Zbyszku Łapińskim Jacek Kaczmarski. Tak, w małym palcu klawiaturę, a w myślach, w sercu – ogromną wrażliwość nie tylko na dźwięk, ale i na słowo. Niekiedy mocne, gniewne, a niekiedy delikatne, liryczne, wyciszone. Wiem coś o tym. I jestem zdziwiony, że do tej pory nie powstała liryczna piosenka z moim tekstem i muzyką Zbyszka. Ale jeszcze jest czas, żeby to nadrobić. Przegadamy sprawę przy żurku. Z jajkiem. Plus, oczywiście, ziemniaki ze skwarkami.