Wokalistka zespołu "Czerwony Tulipan":
(fot. archiwum Ewy Cichockiej)
W 1978r. rozpoczęłam studia w Olsztynie i znalazłam się w klubie „Niebo”. Tam były dwa „Nieba”: klub i niesamowity zespół kultowy, w którym Krysia Świątecka i Stefan Brzozowski występowali – ja trochę później do nich dołączyłam. Klub studencki „Niebo” dla mnie, młodej studentki, był tak fascynujący, że zaangażowałam się w jego działalność. I tam, w tym „Niebie” właśnie, po raz pierwszy usłyszałam ich trio, więc także tam poznałam Zbyszka. Mówię „poznałam”, ale najpierw był to dla mnie Pan Zbyszek Łapiński, wielki artysta z wielkiego tria. Kiedy byłam pierwszy raz na ich koncercie, czułam się jak rażona piorunem, to było istne tornado. Ekspresja wyrazu, piękna muzyka i oczywiście teksty. Tak naprawdę z Jacka tekstów uczyłam się historii. One mi uświadamiały, co się dzieje w naszym kraju. Muzyka Zbyszka powodowała, że to wszystko było niezwykle przejmujące. Był w niej żal, rozpacz, smutek, nostalgia, gniew, tęsknota, pełna gama uczuć. Jacek, Przemek Gintrowski i Zbyszek przyjeżdżali do „Nieba” często, właściwie z każdym nowym programem. Niewielka salka klubowa zawsze pękała w szwach, dosłownie siedzieliśmy jeden na drugim, a potem, po koncertach, zostawaliśmy jeszcze, żeby ze sobą pobyć, pogadać, rozładować emocje. Zostawał też Jacek Kaczmarski i długo jeszcze dla nas grał. Zbyszek raczej nie zostawał po koncertach, więc nie miałam okazji, by z nim zamienić choć kilka słów, ale myślę, że i tak nie starczyłoby mi na to śmiałości.
Zbyszek gra pięknie, emocjonalnie, silnie. Uroda tego jest tak ogromna, ponieważ zawiera cudowne piękno najprawdziwszych emocji. Dzięki temu muzyka Zbyszka pobudza wyobraźnię. On gra różnorodnie: Zbyszek jest z jednej strony poważny, a z drugiej bardzo romantyczny; przejmujący, po prostu genialny. Parę razy miałam przyjemność wystąpić ze Zbyszkiem i za każdym razem zamiast skupić się na śpiewaniu, wsłuchiwałam się w jego grę, po prostu nasłuchiwałam, co też on wymyśli! Zbyszek ma niesamowite poczuciu humoru, jest piekielnie inteligentny i potrafi być duszą towarzystwa. W latach 90. bywaliśmy razem na FAMIE, tam spędzaliśmy wspólnie dużo czasu i rzeczywiście mogliśmy się lepiej poznać. Zbyszek między innymi prowadził tam warsztaty. Bywały takie wieczory, kiedy już po wszystkich zajęciach siadaliśmy i Zbyszek opowiadał o tym, co się wydarzyło w ciągu dnia, a my pękaliśmy ze śmiechu. Robił to tak dowcipnie i zabawnie, jednocześnie nie wyrządzając nikomu krzywdy. Opowiem ci anegdotkę, dotyczącą Zbyszkowego poczucia humoru. Na FAMIE była taka ostatnia próba przed ważnym koncertem, więc każdy chciał zaśpiewać, nastąpiła taka nerwówka... wyobraź sobie sytuację: akustyk nie zdąża, chłopaki biegają z kablami... Zbyszek akompaniował chyba Eli Wojnowskiej, która śpiewała „Źródło”. Wiesz, ta piosenka zaczyna się takim plumkaniem. On już siedział przy instrumencie i plumkał: raz plumknął i drugi raz, a akustyk za każdym razem próbował wyciągnąć te dźwięki, więc ścisza, wyciąga i ścisza... Zbyszek w pewnym momencie nie wytrzymał, wstał i powiedział akustykowi: „Proszę pana, chcę pana poinformować, że ja nie szukam dźwięku, ja już gram!” Wszyscy, którzy byliśmy na tej próbie, ryknęliśmy wielkim śmiechem! Zbyszek to jest dusza facet; człowiek, który ma taką wrażliwość, że jego sposób bycia, czasami nawet taki trochę szorstki, jest tylko przykrywką, aby się nie otworzyć, bo zostałby rozbity w puch. Wiem, bo wśród artystów jest wielu ludzi nadwrażliwych, którzy bronią się taką pozorną szorstkością. Pamiętam go z Krakowa ze Studenckiego Festiwalu, chyba z 2003 czy 2004 roku. Mam przed oczyma, jak pracował na warsztatach z niepełnosprawnymi. To było niesamowite patrzeć, jak jest oddany tej pracy dla ludzi, którzy mając tak liczne ograniczenia fizyczne, będąc na wózku lub niewidomi, dotknięci w naszym rozumieniu ułomnością ogromną, wychodzą na scenę i śpiewają... I widziałam Zbyszka, który był wzruszony postawą tych ludzi. Zbyszek jest perfekcjonistą – Jacek bardzo to w nim doceniał. Zbyszek, jak już się za coś bierze, to bardzo się angażuje. Dla sztuki – to bardzo dobrze. Zbyszek ma niesamowite wyczucie stylu w muzyce i wyczucie muzyki, smak i gust... muzycznie on jest genialny. Mogę to porównać do tekstów współczesnych piosenek: teraz wielu wokalistów pisze sobie teksty. Często mówią oni, że pisać w języku angielskim jest im łatwiej, gdyż jakieś słowo można upchnąć i będzie fajnie, więc składają słowa w taki swoisty miszmasz... Ale są poeci, którzy nie składają tak słów, tylko zawierają myśl, ideę, aby poruszyć drugiego człowieka. To samo jest w muzyce. Są kompozytorzy, którzy układają nutki, najlepiej, aby one ułożyły się w przebój, natomiast Zbyszek przede wszystkim słucha tekstu. Już w momencie, gdy czyta tekst, wie, że musi do niego być taka, a nie inna muzyka, co powoduje, że on jako kompozytor dodaje wartości tekstowi. Moimi najbardziej ulubionymi utworami Zbyszka są „Wigilia na Syberii” – tu w muzyce jest tyle czegoś takiego rozrywającego duszę, że tekst został muzycznie wyjątkowo pogłębiony; a drugi to „Kobieta i mężczyzna” – cudowne połączenie tekstu z muzyką, podkreślające historię namiętności. Janek Poprawa bardzo dobrze ujął to, o czym mówię, w definicji piosenki artystycznej: piosenka artystyczna to słowo (myśl i sens), muzyka (piękno), a interpretacja to życie. I tylko wtedy, gdy to wszystko wystąpi razem, powstanie arcydzieło. Zbyszek doskonale zna, rozumie i czuje ten mechanizm, dlatego też świadomie wybiera taki rodzaj twórczości, wobec której ludzie nie mogą pozostać obojętni. Zbyszka utwory to nie „piosenusie”, tylko piosenki, które wywołują wstrząsające wrażenie. I dlatego ludzie tak chcą, żeby on to robił. Kaczmarski bardzo cenił muzykalność Zbyszka, wielokrotnie słyszałam. Przecież Jacka wiersze z tym ciężarem treści i ważkich informacji sprawiają wrażenie, że to jest nie do zaśpiewania. A jednak było i Zbyszek miał w tym swój wielki udział, co Jacek doceniał.
Kiedy myślę o Zbyszku, przed oczyma mam przede wszystkim takie cechy, jak uczciwość, lojalność, zawodowstwo, profesjonalizm. Sposób patrzenia przez niego na ludzi, ale jednocześnie z zachowaniem mimo wszystko dużego dystansu, także w patrzeniu na samego siebie – to cecha wyjątkowa. Ponadto gdy Zbyszek wchodzi w jakąś współpracę, to cały. Nie ma z nim kompromisów – on jest bardzo uczciwy, a jednocześnie uporządkowany, co oczywiście dotyczy muzyki. Jego życie osobiste, jak życie każdego artysty, nie musi być uporządkowane, ponieważ to działa według zasady: „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. Sztuka jest dla niego najważniejsza. Jacek doceniał muzykalność Zbyszka, Zbyszek doceniał mądrość i wiedzę Jacka, jego zdolności poetyckie. Najmniej znałam Przemka, więc trudno mi o nim mówić, ale dostrzegam duże podobieństwo w Zbyszku i Jacku: obaj byli podobnie namiętni, szaleńczy, maksymalni, bez kalkulacji, pełni szczerych emocji. Oni się złączyli i byli dla siebie jak chleb i sól czy chleb i woda; tworzyli zaskakującą pełnię. Każdy z nich był perfekcjonistą, świetnie razem im się grało. Są tacy ludzie, którzy działają jak magnes, wpływają twórczo na nasze życie. Zbyszek taki właśnie jest.
(źródło: K. Walentynowicz "Zbigniew Łapiński. Historie również niepoważne, czyli groch z kapustą" 2015r.)