Krzysztof Janczak

Autor tekstów z czasów Kabaretów "Złodziejka" i "Piosenkariat":

Zbyszek to kawał mojego kabaretowego życia. O ile pamiętam, spotkaliśmy się po raz pierwszy na jakiejś imprezie u Staszka Zygmunta. Chyba w akademiku Rivera. Pokochałem go od razu i myślę, że z wzajemnością. Wiedzieliśmy od razu, że przed nami kawał wspólnej pracy. Zaczęło się od Kabaretu Złodziejka, który założyliśmy ze Staszkiem. Zbyszek akompaniował Staszkowi, a ja marzyłem, żeby tak kiedyś mnie. Śpiewanie nie było moją najmocniejszą stroną, ale ze Zbyszkiem mógłbym nawet w Olympii. Napisałem jakiś tekst piosenki i podsunąłem mu nieśmiało. Usiadł do pianina i po chwili grał. „No to śpiewaj” – powiedział. Zamknąłem oczy i poszło. Od tej chwili zacząłem śpiewać na scenie. Zbyszka zawsze to bardzo bawiło. Wiedział, że każdy mój występ piosenkarski to wielka „muzyczna przygoda”. Przed wyjściem na scenę mówił do mnie radośnie: „Do zobaczenia w D-dur, Japuniu...”. Potem był Kabaret Pan tu mieszka ze Staszkiem Zygmuntem i z Krzysiem Piaseckim. Tam napisał muzykę do mojego teksu Ballada o niegodziwym Łukaszu i jego żonie Hance. Uwielbiał ją. Cały czas mam w oczach, jak rozbawiony śpiewał w chórkach. Jeździliśmy po klubach studenckich po całej Polsce. Miał wtedy poważny problem inżynierski. Za nic nie chciał zrezygnować z etatu w jakimś instytucie. Nie wierzył, że jest wielkim artystą i utrzyma się z tego. Cały czas kombinował jakieś zwolnienia albo urlopy. Wtedy grał już z Jackiem Kaczmarskim, który często do nas dołączał i też z wielką radością śpiewał w moich chórkach. W 1980 r. powstał Kabaret Młoda Egida, do którego wszyscy trafiliśmy. Tam już było bardzo ostro. Żyliśmy w wielkim karnawale i Zbyszek całym sobą w nim uczestniczył. Młoda Egida to jeden wielki koncert Zbyszka. Akompaniował prawie wszystkim. Dokuczał mi jak zawsze, ale uwielbiałem jego poczucie humoru. Pamiętam, jak po Kabaretonie w Opolu podekscytowany opowiadałem w kulisach, jak śpiewaliśmy z Jackiem Mury, Zbyszek popatrzył na mnie i powiedział z przekąsem: „No tak... śpiewaliśmy”. Potem przyszły mroczne lata osiemdziesiąte i spotykaliśmy się rzadziej. Odwiedzał mnie czasem w domu, czasem spotykaliśmy się na „tajnych” koncertach i tak jakoś szło. Jak to w życiu...

(źródło: K. Walentynowicz „Poeta melodii. Biografia artystyczna Zbigniewa Łapińskiego” 2018r.)

Kontakt